Wyobraźnia rodziców, przy wyborze imienia dla dziecka, nie zna granic. Choć w ostatnich latach znacząco zliberalizowano przepis dotyczące nazwania dzieci, to nadal się urzędnicy spotykają Jezus podążył w strony Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: "Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha". Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to zbliżyli się do Niego uczniowie i prosili: "Odpraw ją, bo krzyczy za nami". Lecz On odpowiedział: "Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela". A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: "Panie, dopomóż mi". On jednak odparł: "Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom". A ona rzekła: "Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów". Wtedy Jezus jej odpowiedział: "O niewiasto, wielka jest wiara twoja; niech ci się stanie, jak chcesz". Od tej chwili jej córka została uzdrowiona. Rozważanie do Ewangelii Jezus jest "posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela" i pamiętał, że "niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom", ale mimo to nie chciał odprawić z niczym tej kobiety kananejskiej. I ostatecznie uczynił to, o co prosiła. W ten sposób chciał zapewne powiedzieć swoim uczniom, że dla Niego człowiek i jego potrzeby są naprawdę ważne. Każdy człowiek i jego potrzeby. Miłość jest bowiem sposobem Jego istnienia. A miłość często wykracza poza różne ramy praw i zwyczajów. Dla dobra człowieka. Niech nigdy prawa i zwyczaje nie będą dla nas ograniczeniem w okazywaniu dobra potrzebującemu. Niech nasza miłość będzie bezgraniczna. Tak jak miłość Boga. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Read ( 13 ) . from the story Miłość nie zna granic .☑ by Gorzkowska (Eva) with 396 reads. ranczo, praca, przyjaciele. Kontynuacja sceny + 18.Wybaczcie ale na t Kochankowie zostali bo była wojna. Zostali rozłączeni przez dwóch okupantów. On znajdował się w niewoli niemieckiej. Ona na zesłaniu sowieckim za Uralem. Jedna z naszych Czytelniczek, pani Irena K., przyniosła do redakcji listy. Są sprzed 70 lat. Pisał je Stefan Kalina do swojej żony Haliny. Znajdowały się w dokumentach i pamiątkach po Zofii Lipskiej z Łap, która w czasie wojny była deportowana do Kazachstanu. Dzięki niej wielu Polaków i Żydów wróciło z zesłania. O jej dzielnej postawie pisaliśmy w jednym ze styczniowych numerów Albumu listy Stefana Kaliny znalazły się u Zofii Lipskiej? Co się stało z jego żoną? Czy zmarła na zesłaniu? Dzisiaj trudno na te pytania odpowiedzieć. Zofia Lipska po powrocie do Polski była represjonowana przez UB. Siedziała w więzieniu. Potem przez wiele lat bała się o tym Może dlatego te listy zostały u niej - zastanawia się pani Irena. - Są bardzo osobiste i wzruszające. Stały mi się bardzo drogie. Bardzo chciałabym je przekazać rodzinie, bo to przecież bezcenna pamiątka - zaczynają się tak samo.: Haluś moja ukochana, jedyna. I zawsze ten sam podpis: Twój na zawsze Stefan. Wyraźne, staranne pismo (widać przedwojenną szkołę kaligrafii), piękny styl. Pisane zwyczajnym ołówkiem lub kopiowym. Papier tak złożony, że jednocześnie jest kopertą. Z przodu nazwisko i adres po rosyjsku: Halina Kalinowa, pawłodarskaja obłast. Na odwrocie po niemiecku: Stefan Kalina, Lager-Bezeichnung, Oflag XVII A, nr treści listów wynika, że Stefan był nauczycielem. Do niewoli niemieckiej dostał się 22 czerwca 1940 roku. Gdzie? Nie pisze o tym. Można się tylko domyśleć, że obozowa cenzura nie pozwala mu na szersze rozpisywanie się o sobie. Wiele wskazuje na to, że mógł z żoną mieszkać w Białymstoku, choćby przez jakiś czas, bo pierwszy list z oflagu Stefan wysyła na adres: Białystok, ul. Starobojarska 30. Wspomina o swoim ojcu w Wilnie. Może stamtąd pochodził? Dopiero po jakimś czasie dowiaduje się, że Halusia, jak nazywa żonę, z rodzicami i braćmi została wywieziona za Ural. Pozostałe pisze do Pawłodaru. Jeden z 5 lutego 1942 roku jest zaadresowany na Bożenę Jankowską w Istambule, z prośbą, by przekazała list jego żonie. Dlaczego? Czy Stefan i Halina przeżyli? Poniżej zamieszczamy fragmenty jego wzruszającej korespondencji do żony. 16 VIII 1940 r. Nie wiem, jak wyrazić moją prawdziwą rozpacz wskutek braku jakichkolwiek wieści od Ciebie. Od roku piszę ciągle, napisałem niezliczoną ilość listów, a odpowiedzi nie ma. Nieraz najczarniejsze myśli przychodzą mi do głowy, nawet i ta, żeś Haluś może zapomniała o mnie. Taki się czuję nikomu niepotrzebny, że sobie nie wyobrażasz. Każdziutkiego dnia od rana do wieczora nie mogę o niczym innym myśleć, jak tylko o Was. Dowiedziałem się, że ojciec wyjechał z Wilna, miałem wiadomość, żeście wrócili. Ja chyba zwariuję, jak tak dłużej jestem zdrów, dokuczają mi tylko nogi, cierpną mi bardzo często. Wylazłem z piekła na ziemi i sam się dziwię, że żyję. Karmią nas dobrze, ale wiesz, jaki jestem żarłoczny. Czy to możliwe otrzymanie suchara z razowego chleba? Całuję tysiąckrotnie i czekam, VIII 1940 r. Kochani i Jedyni! Nareszcie dziś dowiedziałem się, gdzie jesteście. Nie umiem wyrazić mego bólu. Całą duszą, wszystkimi myślami, każdą kropelką krwi, jestem z wami. Strasznie się o Was boję. Błagam, wytrwajcie. Dlaczego tak daleko, co się stało? Czy wiecie co o ojcu i Zygmuncie? W niewoli jestem od 22 czerwca 1940 IX 1940 r. Piszę do Was już ósmy z kolei list, ale zaczynam coraz więcej tracić nadzieję, że dostanę odpowiedź. O sobie nic nowego Haluś napisać Ci nie mogę, bo życie nasze jest monotonne, jak tik-tak zegara. Dzień od dnia niczym się nie różni. Od chwili, gdym dowiedział się o waszym wyjeździe za Ural, nie potrafię skupić myśli na żadnym przedmiocie. Zasypiam i budzę się z myślami o Was, jak żyjecie, czy jesteście Najdroższa, napisz choć parę słów. 6 XII 1940 r. Dostałem trzeci Twój list z 21 X i serdecznie Ci za nie dziękuję. Kosztują mnie one długie tygodnie oczekiwania w nerwowym napięciu. Czytam i serce mi łomoce, jak oszalałe. Czytam raz, drugi i trzeci i wchłaniam każde słowo. Ale cóż? Potem następuje smutek. Przychodzi taki mały karteluszek Twoją ręką zapisany, tak ukochaną ręką, ale nawet nie wyzyskany do końca. Jakże inne były te dawne Twoje listy. Pisałaś co dzień i co dzień miałaś mi coś do powiedzenia. Wysłałem 18 I 1941 r. Żebyś, Haluś, wiedziała, czym są Twoje listy dla mnie, to może byś pisała częściej. Wierz mi, kochanie, że są one jedynym moim jasnym promieniem w obecnym życiu. Martwi mnie, że tak mało piszesz, martwią mnie też wieści w nich zawarte. Choroba mamusi, słabowitość Wojtka, twoje przepracowanie, wreszcie te kłótnie ze Zbyszkiem. Dlaczego tak jest między wami - czy możesz mi napisać? Sypiać nie mogę - Wasza sytuacja, myśli o Was na to nie pozwalają. Czasami wydaje mi się, że to wszystko skończy się po prostu co mnie trzyma? Bezwzględna wiara, że znowu będziemy razem, bo kocham Cię ponad wszystko na świecie. Żal mi tylko tych dni, które mijają i o które jesteśmy już mam składać noworoczne życzenia w tak niezwykłym dla nas czasie, to zarówno Tobie, jak Wam wszystkim całą duszą sercem i wszystkimi myślami życzę, aby nasza gromadka tak rozpędzona, niby wątłe liście przez zawieruchę, w tym roku znowu znalazła się razem. Jest niepodobieństwem oddać to w słowach, jak gorąco tego pragnę. Ale ponadto wierzę w to, Haluś, za drutami, ale wolna dusza i wszystkie moje myśli są zawsze z Tobą i przy Tobie, z Wami i przy Was. Myślę tym uporczywiej, że mam tak mało wiadomości od Ciebie. Blisko siedem miesięcy niewoli i tylko trzy listy. Martwi mnie to ogromnie. Żebyś wiedziała, jak potwornie długie są te dni wyczekiwania. Każdego dnia mówię sobie: Dziś dostanę list na pewno. A tymczasem przechodzi długi łańcuszek takich dni, a oczekiwania okazują się III 1941 r. Haluś moja Ukochana. Twój list, przesłany przez St. Miasto, otrzymałem 20 stycznia. I od tego czasu nic. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jestem tym zdenerwowany. Bo widzisz, Haluś, jest co innego, jeśli idzie o moje listy. Z jakąż prawdziwą przyjemnością pisałbym codziennie, gdybym mógł. Mam bowiem, Haluś, do powiedzenia Ci więcej, aniżeli kiedykolwiek. Budzę się i zasypiam z myślami o wysyłam równocześnie list do Moskwy do p. Wandy Wasilewskiej - Wierchownyj Sowiet Sojuza, w waszej sprawie. Jest to była nauczycielka, a ponieważ ja jestem nim również, przeto piszę, jako do swojej koleżanki. Rozumiesz, Haluś, o co mi chodzi. Jest ona obecnie wpływową osobistością i proszę ją o zaopiekowanie się Wami. Ciągle zresztą piszę na wszystkie strony świata (Nowy Jork, Waszyngton, Genewa). Ale jak dotąd jakoś nic z tego nie wychodzi. Może tym razem coś będzie. Z mego zwolnienia nic nie będzie i sprawa pozostaje po staremu. 14 III 1941 r. Mam takie wrażenie, jak gdyby przez ciężkie ołowiane chmury po długich miesiącach beznadziejnego oczekiwania przebił się nagle rozjarzony, złoty promień słońca. W duszy i sercu odczułem przedziwnie świąteczny nastrój, bo oto dziś nareszcie dostałem list od Ciebie. Jest to Twój list 35 z 14 II, a dla mnie zaledwie mnie Haluś, jak spędziłem święta i Nowy Rok. Nie przypominam sobie w moim życiu bardziej ponurych i przykrych dni. Byłem wtedy na izbie chorych i kolację wigilijną, tak skromną, jak tylko można sobie wyobrazić, zjadłem w towarzystwie lekarza - mi przysyłać częściej takie listy i musisz mi w nich pisać, że jesteś silna, że wytrzymasz, że będziesz czekać, że mnie kochasz i że jesteś tylko moja. To mi potrzebne do życia jak powietrze. Tak bardzo chciałbym kiedyś, gdy znowu będziemy razem, objąć Cię swemi ramionami i znowu powiedzieć, że jestem z Ciebie dumny. Bo widzisz Haluś, ja zawsze byłem z ciebie dumny. Byłaś inna, aniżeli wszystkie kobiety i chciałbym, żeby tak było zawsze9 IV 1941 r. Żałuję bardzo, że list ten, o ile w ogóle dojdzie, nie trafi do Ciebie na święta wielkanocne. Ale, jak kilka razy Ci to mówiłem, myślę o Tobie, Haluś, i Was wszystkich bezustannie. Wszystkie moje myśli, i te bardzo smutne, i te od czasu do czasu jaśniejsze, jakby uśmiechnięte, są zawsze z Wami i są zawsze tylko Twoją własnością. Są tak z Tobą zrośnięte jak serce z resztą organizmu. Nie wiem, Haluś, czy będziemy mogli choć tak rzadko, jak teraz, pisać do siebie. Być może, że warunki zmienią się na tyle, że to będzie niemożliwe. Gdyby tak się stało, to pamiętaj, Haluś, że ja o Tobie ani przez jedną chwilę nie zapomnę, że moja miłość do Ciebie nie zmniejszy się ani o jeden milimetr, żebyś była nawet na drugim końcu świata, to przy pierwszej okazji zrobię wszystko, aby znowu być z Tobą. I wiem, że tak będzie. Bądź, Haluś, najzupełniej pewna, że kocham Cię ponad życie i ponad świat cały i niech ta miłość chroni Cię przed wszystkim, co jest złe na świecie. A obroni Cię na pewno, jeśli Ty będziesz odczuwać to samo. Najwyższą bowiem wartością i zarazem największą siłą na świecie jest miłość. 6 VI 1941 r. Jestem zrozpaczony brakiem wiadomości. Ostatni twój list jest z 14 lutego. To mi zatruwa spoglądanie zza drutów przez 20 miesięcy, to, wierz mi, męka nie do opisania. Wiesz ponadto, jak dalece, po prostu zwierzęce przywiązanie przyniosłem ze sobą na świat do swego kraju. Gdy tak chodzę tam i z powrotem wzdłuż drutów, to przypominają mi się pewne obrazki z ogrodu zoologicznego, a które wspólnie nieraz Cię, Najdroższa, wytrwajcie. Jestem całą duszą z Wami. Czy zobaczymy się kiedy? Włożę w to całą moją energię. Moje życie do ostatniego tchnienia jest tylko dla Was.
Miłość nie zna granic 12 lutego 2008, 00:58 FACEBOOK. X. E-MAIL. KOPIUJ LINK. Miłość nie zna granic. 15 Zobacz galeri ę. Onet. Już od 14
Jedni potrzebują jej jak powietrza, inni twierdzą, że jest bez sensu. Czasem dodaje skrzydeł, innym zaś razem ciągnie w dół. Prawdziwa miłość. Kocham ją czuć. Kocham kochać i być kochaną i szczęśliwą. Na pewno jednak, bez względu na wszystko, warto ją przeżyć chociaż raz. Prawdziwa miłość przychodzi niepostrzeżenie. Nie da się na nią przygotować. Bywa nagła, porywacza, jak grom. Częściej jednak dojrzewa latami. A im dojrzalsza, tym piękniejsza i silniejsza. Skąd jednak wiadomo, że to miłość, a nie tylko zauroczenie? Najpierw czuję, potem myślę Pamiętacie to uczucie, kiedy wchodzicie do jakiegoś pomieszczenia i nagle, bezwiednie, wzrok Wasz skupia się na jednej, konkretnej osobie, ogarniacie włosy, prostujecie plecy, a na twarzy od razu samoistnie maluje się uśmiech? Cudowne uczucie! Często właśnie tak zaczyna się… miłość. Jednak żeby się rozwinęła potrzebna jeszcze długa droga. Dawno temu miałam okazję przyglądać się właśnie takiej relacji. Opowiem Wam o niej, ale dlaczego wyjaśnię dopiero później. Poznali się w pracy. Oboje w związkach: dwudziestokilkuletnia kobieta i trzydziestoletni mężczyzna. Na pierwszy rzut oka to dość spora różnica wieku. Mimo, że na początku relacja była czysto koleżeńska, z daleka czuć był napięcie między tamtą dwójką. Uśmiechy, krótkie pogawędki, mimowolny dotyk ramienia… Krok po kroku stawali się sobie coraz bliżsi, chociaż żadne z nich nie chciało się do tego przyznać. Coś jednak było na rzeczy, skoro oboje w bardzo krótkim czasie rozstali się ze swoimi partnerami, dzięki czemu naturalnie przeszli do częstszych wspólnych spotkań i rozmów telefonicznych – już nie tylko w pracy i o pracy. Pojawiły się koleżeńskie wyjścia, spotkania, a nawet wyjazdy. Obserwując tę parę wszyscy byli przekonani, że są razem, kochają się w wspierają. Miłość przychodzi… i odchodzi W pewnym momencie jednak coś prysło. Z dnia na dzień okazało się, że mężczyzna pomimo rozwijającej się relacji, poznał inną kobietę i postawił wszystko na jedną kartę – zniknął. Pozostały jedynie niedopowiedzenia i dreszcze przeszywające ciało kobiety, na myślę o ostatnich miesiącach. Kobieta w kolejnych miesiącach również ułożyła sobie życie – poznała innego mężczyznę, który co prawda nie robił na niej aż tak spektakularnego wrażenia, jednak był opiekuńczy i szybko stworzyli kochającą się rodzinę z dzieckiem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden drobiazg. Po prawie 10 latach spotkali się ponownie: oboje starsi, mądrzejsi i po przejściach. Tylko jedno się nie zmieniło – na siebie spojrzeli, poczuli to samo co za pierwszym razem. Ekscytacja, przywiązanie, tęsknota… PRAWDZIWA MIŁOŚĆ. I żal, że dziś mają rodziny, dzieci, zobowiązania… A 10 lat temu mogli mieć siebie. A piszę o tym, bo dla mnie właśnie tak powinna wyglądać miłość. Pomijam oczywiście kwestie uczciwości i ostatecznych wyborów tej dwójki. Miłość to nie krótkotrwała fascynacja, nagły zryw, który z czasem okazuje się, że żar się kończy i jednak nie tego chcemy od życia. To coś znacznie bardziej solidniejszego i trwalszego. Więź, która powoduje, że myśli się o tej drugiej osobie nawet na końcu świata, nawet jeśli nie jest nasza. Prawdziwa miłość nie ma oczekiwań Antoine de Saint-Exupery pisał w Małym Księciu: Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było. I myślę, że to jest właśnie kwintesencją definicji miłości. Bo nie sztuką jest osaczyć i zmanipulować drugą osobę aby uważała, że kocha i jest kochana. Nie sztuką jest być z kimś z przyzwyczajenia czy wygody. Prawdziwą sztuką jest kochanie drugiego człowieka w taki sposób, aby szanować jego wybory, decyzje i uczucia, nie ograniczając, oraz nie wzbudzając poczucia winy. Nawet, jeśli trzeba czekać na tę miłość nawet całe życie.

Są książki, które odmieniają ludzkie życie. Często są to dzieła świętych pociągające czytelników głębią życia duchowego, jak Wyznania św. Augustyna, Dzieje duszy św. Teresy czy Dzienniczek św. Faustyny.

Głównymi bohaterami są Jamie Sallivan i London Carter. London jest typowym nastolatkiem: beztroski, dziecinny, żyjący w świecie, do którego poważne problemy nie miały dostępu. Nie myślał o przyszłości, chociaż tę dokładnie zaplanował jego ojciec - kongresmen. London nie wie jak szybko będzie musiał dorosnąć i z jakim problemem się zmierzyć. Los postawił na jego drodze Jamie, delikatną dziewczynę, która nie pasuje do jego świata i rzeczywistości. Jamie była wyizolowaną i smutną osobą, której jedynym celem w życiu jest niesienie pomocy innym. Miłość między dwojgiem bohaterów rodzi się długo. Jest wystawiona na liczne próby, na szyderstwa rówieśników, sprzeciwy rodziców czy ich wewnętrzne opory. W końcu miłość zwycięża, ale przegrywa z losem. Wydawać by się mogło, że jest to oklepany wątek - cicha myszka i przebojowy chłopak. W tej książce znajdziemy nie tylko przemianę głównego bohatera, ale opis ich miłości. Czystej, niewinnej, delikatnej, bezinteresownej. Prawdziwej. Takiej, która nie pojawia się nagle i trwa chwilę, ale takiej, która rodzi się powoli, dojrzewa i staje się czym# naprawdę nizwykłym. Miłość gotowa do poświęceń. To krótka powieść, lecz mimo to pełna pięknej treści. "Jesienna miłość" Nicholasa Sparksa pokazuje nam jak należy kochać i cieszyć się z życia kiedy mamy na to miłości nie ma żadnych wzorców, ani teorii, nie ma odległości, czy granic. Każdy człowiek i każda historia jest wyjątkowa i pojedyncza. Historia tych młodych ludzi pokazuje jaka powinna być miłość do kogoś kogo kochamy. Wracam do tej historii z radością. Jeśli naprawdę kogoś kochasz, przeznaczenie zawsze znajdzie drogę. Życie jest zbyt krótkie żeby je marnować. Liczy się każda chwila jaką możemy spędzić z kimś kogo kochamy tak samo jak miłość Londona i Jamie. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. Z wielką radością będę wracała do tej książki, ponieważ pokazuje czym jest miłość brzmi w innym tonie to gdy znajdziesz tą właściwą osobę będziecie brzmieć w tej samej melodia. Jestem Wam ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie Wy, nie byłoby mnie tutaj. Nigdy nie śniłam o tak magicznej liczbie odwiedzin jak 27,5 tyś. ! To Wy dzięki mojej małej pomocy tworzycie tego bloga i jestem Wam dozgonnie wdzięczna. Chciałabym podziękować wszystkim obserwatorom, dzięki Wam wiem, że w głębi duszy o mnie pamiętacie :* . „Miłość nie zna granic- rozpocznij od tych, którzy są najbliżej ciebie i nie zapominaj o tych którzy są najdalej”Jan Paweł II 18 maja 2022 r. w 102 rocznicę urodzin Jana Pawła II, uczniowie z Ogniska Misyjnego przygotowali KREMÓWKI PAPIESKIE, z których dochód został przeznaczony na budowę szkoły dla afrykańskich dzieci w Burundii. Teresa Lankamer-Solis Piękne życzenia ślubne. Miłość jedyna jest, miłość nie zna końca, Miłość cierpliwa jest, zawsze ufająca. Wszystko potrafi znieść, wszystko oddać umie. Życiu nadaje sens, każdego zrozumie. ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜ ˜˜ ˜ ˜ ˜. Małżeństwo to piękno –. bycia we dwoje. Małżeństwo to poszukiwanie –. Po latach przerwy Jerzy Sosnowski, pisarz i dziennikarz Radiowej Trójki, wraca z nową powieścią –„Spotkamy się w Honolulu”. Wspólnie z Wydawnictwem Literackim przygotowaliśmy konkurs, w którym możecie wygrać 5 egzemplarzy książki. Spotkamy się w Honolulu to historia, w której wpadają na siebie dwa światy i konfrontują różne głosy. Do czasów współczesnych Jerzy Sosnowski przemyca tęsknotę za przeszłością - mamy tu zarówno obyczajowość lat 60., szaleństwa inteligenckiej „warszawki”, jak i ówczesny klimat polskiego wybrzeża. W powieściowym świecie nie zabrakło tego, co dla autora najistotniejsze: mierzenia się z uczuciem, które często uznajemy za zawstydzające. Powieść jest historią miłości erotycznej i duchowej, tej wydawałoby się niemożliwej, bo łączącej ludzi, których dzieli różnica pokoleń. Czasy jej młodości to lata pięćdziesiąte, dla niego to dwudziesty pierwszy wiek… Zatem jak to jest z tą miłością bez granic? Co sądzicie o związkach, w których partnerów dzieli duża (kilkudziesięcioletnia) różnica wieku? Czy to ma szansę się udać? Czy można się zakochać, choć wydaje się, że już dawno na to za późno? Od dzisiaj do 14 maja czekamy na Wasze teksty. Odpowiedzi nie mogą przekraczać 2000 znaków ze spacjami. Autorów pięciu najciekawszych nagrodzimy egzemplarzami książki „Spotkajmy się w Honolulu” ufundowanymi przez Wydawnictwo Literackie. Szczegóły konkursu znajdziecie tutaj. Przy okazji zapraszamy do odwiedzenia oficjalnego fanpage’a książki, której wydanie objęliśmy naszym patronatem medialnym. Na stronie wydawnictwa znajdziecie informacje na temat spotkań z autorem powieści, Jerzym Sosnowskim. . 387 345 359 494 178 334 182 57

miłość nie zna granic